top of page
Zdjęcie autoraKarolina Ropelewska-Perek

Jardin, Kolumbia. Droga do królestwa skalikurków.

Zaktualizowano: 22 paź 2020

Skalikurek andyjski czyli Gallito de Roca

(English below)

Czasami sama #droga do celu jest atrakcją. Wiedziałam już przed podróżą, że nie będzie łatwo dostać się do #Jardin, małego miasteczka w górach, które jest uważane za jedno z najładniejszy w Antioquia i najlepszym miejscem do podziwiania skalikurków andyjskich. Nie ma jednego bezpośredniego autobusu i zdecydowanie łatwiej dostać się tu z Medellin, ale my jechaliśmy w odwrotnym kierunku.


Salento opuściliśmy wcześnie rano autobusem jadącym do Pereira. 7500 COP, godzina drogi i przesiadka na dworcu. 17000 COP, 3 godziny jazdy i byliśmy w Riosuchio, gdzieś w górach. Z tego miasteczka odjeżdżają dwa autobusy do Jardin. Jeden to właściwie van i miejsc jest niewiele. Dość szybko znalazł się ktoś mówiący po angielsku, kto uświadomił nas, że w tym vanie nie ma już miejsc i musimy czekać na "grande bus" , tańszy, ale wolniejszy.


Chivas bus w Riosuchio

Mieliśmy parę godzin do odjazdu i czekaliśmy w okolicy dworca, zjedliśmy obiad, podczas którego złamałam ząb i byliśmy gotowi do drogi :) Gdy podjechał wielki, kolorowy autobus przypominający trochę chicken busy z Gwatemali to tylko się uśmiechnęłam. Czytałam wcześniej gdzieś w internecie o jeździe do Jardin kolorowym autobusem wypakowanym kukurydzą, ale nie spodziewałam się, że tak on wygląda. Duży autobus zwany jest tu chivas, wyglądający jak wielka ciężarówka bez drzwi i okien, z rzędami drewnianych siedzeń. Byliśmy zachwyceni bo w Gwatemali nie mieliśmy okazji skorzystać z tej niewątpliwej atrakcji a tu czekało nas parę godzin jazdy w towarzystwie sympatycznych mieszkańców, kilku dzieciaczków, którym rozdaliśmy maskotki, 3 Francuzek i worków z paszą dla zwierząt. Czad :D

Kolejnym zaskoczeniem była drogą, którą jechaliśmy. Asfalt dość szybko się skończył a nasz piękny autobus piął się cały czas pod górę wąską drogą wijącą się pośród lasu. Jechaliśmy bardzo wolno i cieszyliśmy oczy widokami. Góry, las, potoki i wodospady, plantacje curuby i pojedyncze domki pośrodku niczego. Góry po raz kolejny mnie zachwyciły i ta nieskażona ludzką ręką dzika natura. Jazda w chmurach, widoki soczystych, zielonych dolin gdzieś w dole.. W pewnym momencie droga była zablokowana przez samochód wypakowany węglem drzewnym, który zsunął się na pobocze. Przemek i męska część pasażerów pomagała odblokować drogę a później go jeszcze holowaliśmy. W końcu byliśmy już tak wysoko, że zrobiło się zimno, zaczął padać deszcz a gdzieś w dole zobaczyliśmy nasze miasteczko - Jardin. Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy we mgle dojeżdżaliśmy do celu naszej długiej podróży a łąki migotały od blasku świetlików.


Ostatni odcinek tej drogi zajął nam 4 godziny. Bilet za 20000 COP a wrażenia bezcenne. To była bez wątpienia najciekawsza trasa w trakcie całej naszej ostatniej podróży. Była już noc, gdy dotarliśmy do Jardin. Rano miasteczko odkryło przed nami swoje piękne oblicze..


Postój z powodu zablokowanej drogi.

Na pewno zdajecie sobie pytanie po co zadawać sobie tyle trudu, żeby dostać się do małego miasteczka w górach. W każdej naszej podróży staramy się zobaczyć jakieś zwierzęta charakterystyczne dla danego regionu, najchętniej żyjące na wolności w swoim naturalnym środowisku. Nie powinien dziwić fakt, że tak było też w przypadku Kolumbii.


Przygotowując naszą trasę natrafiłam na najlepsze miejsca do obserwacji ptaków, których w Kolumbii nie brakuje. Jardin było akurat po drodze z Salento do Medellin.

Niewątpliwą ptasią gwiazdą tego regionu jest #skalikurek andyjski w języku Quechua zwany tunki a po hiszpańsku Gallito de Roca. Jakiś czas temu chodziła mi nawet po głowie Gujana, gdzie można spotkać jego bliskiego krewniaka. Gdy znalazłam wzmiankę, że właśnie w Jardin jest miejsce, gdzie jest prawie 100% pewności, że się je zobaczy, nie miałam już wątpliwości, że tam pojedziemy. Moja druga połowa czasami chyba już się gubi o czym do niego mówię piszcząc z zachwytów znad komputera, gdy wynajdę jakieś kolejne zwierzaki na naszej trasie :D Na szczęście podziela moje zapędy do obserwowania dzikiej przyrody i dzielnie za mną podąża, chociaż często wiąże się to z taplaniem w błocie, pogryzieniami przez komary i wstawaniem o nieludzkiej godzinie :)


Miejsce, gdzie skalikurki przylatują znajduje się tuż przy domu pani, która tu mieszka. Można odwiedzić to miejsce rano lub po południu. Wybraliśmy się pierwszego dnia pytając o drogę mieszkańców. Droga prowadzi w dół w kierunku rzeki, ale trudno przeoczyć tą bramę do ogrodu. Zapłaciliśmy wstęp (ok 3$) i podążyliśmy za miłą panią, która zaprowadziła nas pod ścianę drzew i wskazała palcem na plątaninę gałęzi. Nie zobaczyłam ich od razu, ale po chwili było ich mnóstwo. Mogliśmy obserwować prawdziwy spektakl godowych popisów tych pięknych, czerwonych ptaków. Przez dłuższą chwilę byliśmy tu zupełnie sami. Fantastyczne miejsce.


Jeżeli tak jak my macie ochotę na chwilę zwolnić po intensywnym zwiedzaniu Valle de Cocora i niekończącej się podróży z miejsca na miejsce, to Jardin doskonale się do tego nadaje. Spacery głównym placem, nad którym góruje neogotycki kościół, mnóstwo kafejek, mieszkańcy nigdzie się nie spieszą a wieczorem zasiadają przy drewnianych stolikach, jedzą i rozmawiają. Gdybym wiedziała, że to miejsce ma taki wyjątkowy klimat na pewno zaplanowałabym dodatkowy dzień na podziwianie okolicy. Jest tu wyjątkowo pięknie szczególnie dla osób, które kochają kontakt z naturą jak my a przejażdżka chivas na pewno zostanie na długo w pamięci :) Zupełnie jak cała Kolumbia, która do tego momentu naszej podróży, w ciągu tygodnia, wiele razy swoją urodą odebrała nam mowę i urzekła nastawieniem swoich mieszkańców. A to był dopiero początek bo ten kraj ma dużo więcej do zaoferowania :)


Niewątpliwa ptasia gwiazda tego regionu w Kolumbii.

Jardin, Colombia. The road to the kingdom of Cocks of the Rock.



Sometimes the road itself is an attraction. Even before our trip began I knew it wouldn't be easy to get to Jardin, small town located in the mountains which is considered to be one of the most beautiful in Antioquia and the best place to admire Andean Cocks of the Rock. There is no direct bus and it's definitelly easier to get there from #Medellin but we were riding in the opposite direction.

We left #Salento on early morning taking the bus to Pereira. 7500 COP, one hour ride and change of bus at the bus station. 17000 COP, 3 hours ride and we reached Riosuchio, somewhere in the mountains. There are two buses heading to Jardin. Actually one is a van with few places. It turned out after a while when we left our bus there was a guy speaking a bit of English and explained us that all seats were already taken and we had to wait for "grande bus", slower but cheaper.

We had still few hours left and we were waiting near the bus station, we had a dinner and I broke my tooth while eating it and we were ready to go :) When the huge, colourful bus arrived I just smiled. It was a bit similar to these chicken buses from #Guatemala. I found a note on the internet about a ride to Jardin on a colourful bus filled with corn but I didn't expected this. Huge bus called here #chivas reminding big truck with no doors and side windows, with rows of wooden seats. We were delighted because we had no chance to take a ride on one of buses in Guatemala which is undoubtedly a highlight and here we had few hours ride ahead in a company of friendly locals, few kids who got few teddies from us, 3 French women and sacks of animal fodder. Awesome :D


Another surprise was the road we were riding. Sealed road ended very quickly and our beautiful bus was climbing up the mountain all the time on a narrow path winding along the forest. The ride was slow and we were enjoying the views. Mountains, forest, creaks and waterfalls, curuba plantations and single houses in the middle of nowhere. The mountains enchanted me once more and this unspoiled by human wild nature. The ride in the clouds, the views of juicy green valleys down there.. The road was blocked by the car filled with charcoal which slipped on the side of the road. Pero and the rest of masculine passangers helped to move it and our bus was towing it for a while. Finally we were so high that it got cold, rainy and somewhere down in the valley we could see our town -Jardin. I will never forget the moment we were reaching our destination cloaked in the mist and the meadows were glittering with lights of fireflies.


The last leg of this route took 4 hours. The ticket for 20000 COP and priceless memories. Undoubtedly it was the most interesting bus ride on our last trip. It was dark when we arrived to Jardin. In the morning the town unveiled it's lovely side..

I'm sure you are about to ask why bother to get to some village in the mountains. On every single journey we attempt to spot some animals specific for the region, especially those living freely in their natural environment. It should not be surprising then it was exactly the same with #Colombia. While preparing the itinerary of our trip I found places the best for birdwatching and there are really plenty of them in Colombia. Jardin was exactly on the way from Salento to Medellin.


Undoubtedly the bird star of this region is Andean Cock-of-the-Rock called tunki in #Quechua languange and in #Spanish Gallito de Roca. Some time ago an idea of visiting Guyana came to my ming just where close relative of this bird can be spotted. So when I found the mention that exactly in Jardin there is a place where you got almost 100% of certainty to see these birds I had no doubt we're going there. Sometimes I have an impression that my better half is getting lost what I'm talking about when I start squealing with delight while searching the web and I find some animals we might see while travelling :D Luckily he is sharing my tendency to watch wildlife and follows me everytime in spite of that it's often connected with wading in the mud, mosquito bites and waking up early at some insane hours :)


The spot where Cocks of the Rock are coming is located right by the house of a lady that lives here. You can come early in the morning or in the afternoon. We decided to come on the first day asking the way of citizens of Jardin.The road leads towards the river but it's hard to miss the gate to the garden. We payed entrance fee (around 3$) and we followed the nice lady who took us the wall of trees and pointed with her finger on a maze of branches. I didn't notice them at first but after a while there were a lot of them. We could watch a real performance of mating dance of these beautiful birds. We were here completly alone for a long time. Amazing place.

Red plumage of Cock of the Rock's male

If you want to slow down after intense trekking in Valle de Cocora and neverending trip from one place to another, then Jardin is a perfect place for that. Taking walks on a main square with neogothic church towering over, lots of cafes, local people don't rush and in the evening they sit down by the wooden tables together to eat and talk. If I knew that this town has such charm I would have planned additional day to explore surrounding. It's stunning in here especially for people who like staying close to nature like us and a ride with chivas will stay in your memories for a long time :) Just like whole Colombia that during the first week of our trip left us speechless with it's beauty and the attitude of her people towards us. But this was just the beginning because this country has so much more to offer.


Andean Cock of the Rock.

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page