top of page
  • ZdjÄ™cie autoraKarolina Ropelewska-Perek

Puerto Narino - w sercu kolumbijskiej Amazonii.

Zaktualizowano: 22 paź 2020


Ara z Alto del Aguila.


(English below) Kilka minut łodzią w górę rzeki z Puerto Narino dzieliło nas od celu naszej podróży. Po chwili przybiliśmy do brzegu. Od rana padał deszcz, ale tutaj to akurat nikogo nie dziwi. Droga do Alto del Aguila prowadzi pod stromą górę, która po deszczu zmieniła się w błoto. Nie było łatwo wejść z naszymi wielkimi plecakami. Pięliśmy się pod górę powoli, ale serce już się cieszyło, że końcu dotarliśmy do tego wyczekanego miejsca. Powitało nas szczekanie Paco i uśmiech naszej gospodyni. To miejsce oszałamia od pierwszej chwili. Soczysta zieleń, latające ary, po chwili ciekawskie saimiri siedzą nam na ramionach..


Szybko znajduję przyjaciół wśród zwierząt :)

Alto del Aguila to miejsce otulone dżunglą. Znajduje się tu dom Juan Carlosa, starszego pana, który jest misjonarzem i dzieli go ze swoją siostrą. Nie sposób nie zauważyć drewnianej wieży widokowej, z której rozpościera się widok na rzekę. Budynek obok to kuchnia, z której korzystają wszyscy, połączona z miejscem spotkań, w którym spędzaliśmy każdy wieczór. Idąc dalej mijamy małe domki. Wyposażenie ich jest bardzo podstawowe, ale my nie przyjechaliśmy do dżungli w poszukiwaniu luksusu a kontaktu z naturą. To akurat znaleźliśmy bardzo szybko.



Wiedziałam, że nasi gospodarze mają psa. Nie muszę chyba mówić, że miałam wiernego przyjaciela do końca naszego pobytu przez to, że przywiozłam mu karmę. To jedzenie jadły później też saimiri, kocia rodzina i papugi wraz z kaczkami :) Paco towarzyszył nam każdego wieczoru, gdy siedzieliśmy w kuchni grając w statki, karty i jakąś grę planszową, której zasady sami wymyśliliśmy. Tu nie ma WiFi, telewizora, dookoła rzeka, dżungla, papugi i stado saimiri, które tylko czekają, żeby włamać się do kuchni, w której kryliśmy się przed stadami komarów. Byliśmy odcięci od świata, tak jak lubimy :) Zwierzaki tak szybko się przyzwyczaiły do tego, że rano dostają jedzenie i czekały na mnie przed wejściem do naszego domku na koniec naszego pobytu :D



Byłam bardzo szczęśliwa, gdy tu dotarliśmy. To niesamowite, gdy przyjeżdżasz tu z miasta a po chwili masz na ramieniu arę i karmisz saimiri, które ciekawskie przyszły nas sobie obejrzeć całym stadem. Dość szybko okazało się, że to stado czuje się tu bardzo komfortowo, chyba nawet lepiej niż sami gospodarze. Mają tysiąc pomysłów na minutę i nic nie umknie ich uwadze. Od razu zostałam ostrzeżona, żeby związać włosy bo będą mnie szarpać i najlepiej wyjąć kolczyki bo mogą je zabrać. Idąc rano do kuchni było jasne, że zaraz się pojawią i będą chciały zabrać cokolwiek mamy w ręku. Możecie stać się częścią ich placu zabaw - po chwili jedna wpada w błoto i znowu na mnie skacze, a na białej koszuli zostają ślady małych łapek i można już wrócić do domku się przebrać, ale nie to większego sensu bo pewnie za chwilę następna wskoczy na głowę. Którejś nocy, gdy wszyscy już spali a nad dżunglą szalała burza włamały się do kuchni, w której siedzieliśmy grając w statki.

Terroristas atakujÄ… :D

Wykorzystały moment, gdy wypuszczaliśmy psa i wpadły do środka w trójkę. Takich atrakcji jak ganianie saimiri po kuchni w środku nocy nie zapewni żadne biuro podróży :D Uwierzcie mi, że trochę to trwało zanim je wygoniliśmy. Śmialiśmy się oboje bo takie chwile długo się później wspomina. Dość często wchodziły przez szczeliny w siatce, z której były zrobione ścianki kuchni. Włamywały się też do domu Juana Carlosa, nie miały by też problemu dostać się do naszej łazienki przez dziury w siatce zamiast okna, dlatego drzwi zabezpieczał zamek. Nie chcę nawet myśleć czym by się to włamanie skończyło i gdzie byśmy szukali później naszych rzeczy :D Już po pierwszym dniu zaczęłam nazywać je "terroristas". Trudno opisać słowami jak te zwierzaki są mądre i zadziwiające, że wpuszczają nas do swojego świata. #Saimiri żyją tu obok w dżungli, ale każdego dnia szaleją na terenie Alto del Aguila wraz z kotami, psem, arami, kaczkami, indykami.



Do Amazonii chciałam pojechać przede wszystkim ze względu na zwierzęta, które można tu zobaczyć. Nie liczyłam na zobaczenie jaguara bo w tak gęstej dżungli jest to bardzo mało prawdopodobne. W ogóle nie liczyłam na możliwość zobaczenia zwierząt dziko żyjących z tak bliska, z odległości paru kroków.


Rodzina saimiri mieszkajÄ…ca przy Alto del Aguila.

Pewnego dnia nasza gospodyni spytała czy chcemy zobaczyć małpki. Na początku pomyślałam, że ma na myśli to dzikie stado saimiri biegające jak szaleńcy na zewnątrz. "Nie. Mono leon". Mnie akurat w tej kwestii nie trzeba pytać dwa razy :) Pewnie, że chciałam. Zabrała nas na krótki spacer w pobliżu miejsca, gdzie dzień wcześniej wysiedliśmy z łodzi, która nas tu przywiozła z Puerto Narino. Zaczęła gwizdać, cmokać, nadziała na gwóźdź wbity w deskę ukryty pod gałęziami jakiegoś krzewu małego banana. Czekaliśmy chwilę i pokazała nam coś palcem. Naprawdę długo się przyglądaliśmy na gałęzie drzewa zanim dostrzegliśmy te maleństwa. Mono leon to pigmejki karłowate (Cebuella pygmaea), żyjące w tej części Amazonii. Ważą niewiele ponad 100 gram i są jednymi z najmniejszych naczelnych oraz najmniejszymi małpami na świecie. Zbliżały się do nas cały czas nerwowo spoglądając w niebo w obawie przed ptakami. Siedziały tam i jadły banana w taki śmieszny sposób :)



Kolejne cudowne doświadczenie, zupełnie nieoczekiwanie bo natura jest nieprzewidywalna. Ludzie żyją tu obok zwierząt, w zgodzie. Miło było być częścią tej harmonii przez chociaż parę dni. Oboje tęsknimy za tym miejscem. Kiedyś zastanawiałam się co takiego jest w Amazonii, że ludzie wracają tu wielokrotnie, zachwycają się.. Nadal nie umiem tego wyjaśnić, ale dołączyłam do tej grupy ludzi.

Puerto Narino. To do tego miasteczka przybijają łodzie płynące w górę Amazonki z Leticii. Zamieszkiwane przez ok 6000 mieszkańców, większość to rdzenna ludność z plemienia Tikuna. Nie ma tu samochodów, motorów a jedynym sposobem przemieszczania się są łodzie. Dojście do miasteczka zajmowało parę minut. Najpierw przechodziliśmy przez teren szkoły, ale żeby tam dojść za każdym razem wkładaliśmy kalosze. Najlepsze buty w Amazonii. Błoto zamieniało się w końcu w betonową drogę, która prowadziła wprost do miasteczka.



Sam spacer uliczkami był ciekawy. Życie toczy się tu powoli. Większość ludzi mieszka tu w domach zbudowanych na palach. Wszystko po to, żeby w porze deszczowej, gdy poziom wody w Amazonce podnosi się o parę metrów, domy nie znalazły się pod wodą. W czasie naszej podróży pora deszczowa już się zaczęła, poziom wody już zaczął się podnosić, zniknęły plaże, częściej padało. Mieliśmy okazję poczuć na własnej skórze co znaczy amazoński deszcz.


Miasteczko jest spokojne, urocze. Wybraliśmy się któregoś popołudnia na spacer i po małe zakupy. Przemek od razu wypatrzył mały sklepik z pamiątkami a ja po prostu nie mogę przejść obojętnie obok takich tradycyjnych wyrobów, ręcznie robionych. Pojawiła się starsza pani. Wzięła mnie za rękę i zaczęła śpiewać, porwała mnie do tradycyjnego tańca. Zawiązała mi na nadgarstku ręcznie wyplataną bransoletkę z trawy, wyszeptała jakieś zaklęcie, nakreśliła znak na moim czole. To na szczęście. Drewniany talerz w kształcie piranii z lekkiego drzewa balsa i tradycyjny instrument w kształcie piszczałki zakończony piórkiem przywieźliśmy do domu. Kosztowały grosze a dla nas każda rzecz przywieziona z takiego miejsca jest skarbem.



Noc ma w sobie coś magicznego. Jak zwykle byliśmy ostatnimi, którzy szli spać bo tutaj, w Amazonii czas wyznaczają wschody i zachody słońca. Wieczorem robiło się przyjemniej, chłodniej, ale bez długich spodni nie dało się wytrzymać. Komary nie dawały żyć a żadne środki, które ze sobą przywieźliśmy, zarówno sprawdzony polski Bros jak i te dwa, które kupiliśmy w Leticii nie pomagały. Gdy robiło się ciemno cichły odgłosy papug, które układały się do snu ukryte pod dachem kuchni siedząc na belce. W ten sam sposób szły spać saimiri. Nie cichły za to odgłosy dżungli. Ona nigdy nie śpi. Przemawia głosem swoich mieszkańców, rechotem żab, koncertem cykad, śpiewem ptaków, szumem Rio Solimones, która płynie niosąc życie jak wielkie naczynie krwionośne tej ziemi. Piękna harmonia i wyjątkowa energia, której bliżej mieliśmy się przyjrzeć podczas kolejnych dni naszego pobytu.


A sister of friar Juan Carlos who made our stay in Alto del Aguila unique <3


Puerto Narino - in the heart Colombian Amazon.


The view from Alto del Aguila.

Few minutes up the stream was dividing us from #PuertoNarino to our #destination. After a while we reached the shore. It was raining all morning but it's no surprise here. The path to Alto del Aguila leads up the steep hill and the rain changed it into mud. It was not easy to walk with our huge backpacks. We were climbing slowly but our hearts were already happy that we finally arrived to this place we'd been waiting for so long. We were welcomed with barking of Paco and a smile of our hostess. This place overwhelms from the very first minute. Juice green, flying macaws, after a while curious saimiris were sitting on our arms..


Lora, macaw living in Alto del Aguila and watch out - she doesn't like women :)



Alto del Aguila is a place wraped up by the jungle. This is where a house of Juan Carlos was built, elderly man, a friar who shares his home with his sister. It's impossible to miss the observation tower which provides wonderful views on the river. Next building is a kitchen which can be used by everybody who stay here connected with a meeting place where we used to spend every evening. Walking further we pass by small cottages. The furnishing is very basic but we didn't come here to look for luxury but contact with nature. This is the thing we found very fast.



I knew that our hosts had a dog. I think I don't have to mention that I had a faithful friend untill the end of our stay because I brought a food for him. The dog food was eaten by #saimiris, family of #cats and macaws altogether with ducks. Paco accompanied us every evening when we were playing battleships, cards and some board game we found there with new rules invented by ourselves. There is no WiFi or tv but the river, jungle, macaws and a bunch of saimiris waiting to break down to the kitchen where we were hiding from herds of mosquitos . We were disconnected with outer world, just the way we love it :) #Animals of Alto del Aguila got used to the food I was giving to them every morning and at the end of our stay they were waiting for me in front of our cottage :D



I was so glad when we came here. It's amazing when you come here from the city and after a while you got macaw sitting on your shoulder and you are feeding saimiri which are so curious that approached us in a whole bunch just to have a look at us. It was clear very fast that they felt very comfortable here, even better than our host I think. They have thousands of ideas in one minute and nothing can escape their attention. I was warned at the begining to pin up my hair because they can pull them and take my earring out because they can take it away. It was obvious that they would appear in the morning when we were walking to the kitchen just to check what we got there. You can become a part of their playground - after a while one of them falls into the mud and jumps on me again leaving her small footprints on my white shirt so I can go back to the cottage to change but it doeasn't make any sense because I'm sure next one will jump on me again. One night when there was storm raging on they broke into the kitchen where we were playing battleships. They took advantage of a moment when we were letting the dog out and they just run inside, three of them. I bet there's no travel agency that can provide such attractions like chasing saimiris around the kitchen in the middle of the night :D Believe me, it took a while to get rid of them. We were laughing after all, these are the moments you recall in your memory for a long time. The were breaking in to the house of Juan Carlos, they could do the same in our hut, to break in to the bathroom through the holes in a net that was replacing the window this is why the doors were locked all the time. I don't even want to imagine how it would end and where we would find our stuff :D I started to call them Terroristas after the first day we spent here. It's hard to put it all into words how smart they are and that they let us in to their world. Saimiri live here in the jungle but they come everyday to Alto del Aguila and frolic with #cats, #dog, #macaws, ducks, turkeys.




I wanted to come to the #Amazon mainly because of the animals that live here. I wasn't counting on spotting jaguar because in such a dense jungle it's almost impossible. I wasn't hoping on spotting any animals from so close, from a distace of few steps.

One day our landlady asked us if we want to see monkeys. There was a herd of saimiris outside running like crazy so at the beginning I thought she ment these monkeys. "No. Mono leon". Well, you don't have to ask me twice if it's about animals. Of course I wanted to. She took us for a short stroll down the hill close to the place where we got of the boat that brought us here from Puerto Narino a day before. She started to whistle, pecking, she stucked a small banana on the nail plunged into a board. We were waiting there for a moment and she pointed her finger at something. We were watching the tree for a long moment before we noticed these tiny creatures. Mono leon is a pygmy marmoset living in this part of the Amazon. They weight over 100 grams and they are one of the smallest primates and the smallest monkeys in the world. They were coming closer looking at the sky all the time as they were affraid of the birds. They were sitting there eating a banana in such a funny way :)



Another wonderful experience, totally unexpected because nature is so unpredictable. People live here next to animals, in peace. It was so nice to be a part of this harmony at least for couple of days. We both miss this place. Once I was wondering what is so special about #Amazon that makes people keep coming back there over and over again, what is so special about this place that enchants them. I still can't put it into words but I joined that group of people.

#PuertoNarino . This is the village where all boats going up the Amazon river from #Leticia reach the shore. It is inhabited by 6000 residents, most of them indigenous from #Tikuna tribe. There are no car, motorcycles and the only way to move is along the river by boat. Walking to the village was taking few minutes. At first we were walking through terrain of school and everytime we needed to put on rubber shoes. The best shoes in the #Amazon. The mus was changing into concrete path finally that leaded straight to the town.



The walk itself was interesting. Life runs slowly here. Most of the people lives in houses built on stills. All that because when the rainy season comes and the level of water rises for few meters, the houses are still safe. During our trip the rainy season already begun, water level started to raise, beaches were under the water already, it rained more often. We had the opportunity to feel the Amazon rain on our own skin.


Puerto Narino.

The village is calm, charming. We took a walk on one afternoon to get some shopping. Pero noticed small #sourvenir shop right away and I just can't turn my head and walk away when I see handicraft, traditional piece of art.. An elderly lady showed up. She took my hand and started to sing and dance traditional dance with me. She tieds up hndmade bracelet made of some kind of grass on my wrist, whispered some spell, made some sign on my forehead. To bring me luck. Wooden plate in a shape of piranha made of balsa wood and a traditional music instrument in a shape of reed pipe with a feather on one end arrived home with us. They costed few dollars but for us every single thing brought home is a treasure.



There is something magical about night. As usual, we were the last who were awake late in late evening because here, in the Amazon the day is set by sunsets and sunrises. It was more plesant in the evening, cooler but it was impossible to stand it without long trousers. #Mosquitos didn't let us be and nothing seem to work, either Polish repelent that we checked in many other places nor two other we bought in Leticia. It was getting dark the sounds of #macaws were growing silent and they were going to sleep under the roof ot the kitchen sitting on a beam. Just the same way as saimiris. The sounds of the jungle were not going silent. The jungle never sleeps. She speaks with the voices of her inhabitants, croaking of frogs, cicadas symphony, sounds of birds and the hum of Rio Solimones that flows bringing life like a huge vein of this land. Beautiful harmony and unique energy that were about to look closer on the next days of our stay…

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page