Powrót z Afryki po 2 miesiącach podróży przez Tanzanię i Zambię nie był tak trudny jak ten poprzedni. Wtedy wracaliśmy po prawie 6 miesiącach z dala od domu i zostawiliśmy za sobą znacznie więcej niż kawałek pięknej, kenijskiej plaży. Tegoroczna podróż była inna niż wszystkie, które do tej pory organizowałam. Nie było dokładnego planu bo w tym czasie ciężko było cokolwiek zaplanować jak robiłam to do tej pory. Pomysł podróży do Tanzaniii pojawił się, gdy byliśmy jeszcze w Kenii. Przez ten okres czasu kraj ten stał się bardzo popularną destynacją, głównie ze względu na brak wymogu robienia testów i rygorystycznych obostrzeń, co jednak zmieniło się w czasie trwania naszej podróży. Początkowo mieliśmy lecieć do Tanzanii a następnie dotrzeć do Malawi. Jednak granice Malawi raz były otwarte a za chwilę znowu je zamykano i w ten sposób postanowiliśmy odwiedzić sąsiednią Zambię. Poza kilkoma punktami na mapie jak np Serengeti czy wodospady Wiktorii, nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie pojedziemy.
Nasza podróż zaczęła się w Dar Es Salaam. Autobusem dostaliśmy się do Arushy, gdzie spędziliśmy parę nocy u Ani i Darka (Kochani, dziękujemy raz jeszcze <3). Tutaj też spotkaliśmy się z Corneliusem, którego znalazłam na Fb szukając auta na selfdrive do Serengeti. Toyotą dotarliśmy najpierw do Kiabakari, misji prowadzonej przez Księdza Wojtka, gdzie dostarczyliśmy okulary dla kliniki okulistycznej a także pieniądze uzbierane przez zrzutkę. Odwiedziliśmy Musomę położoną nad Jeziorem Wiktorii. Do Serengeti wjechaliśmy po paru nocach spędzonych w misji Kiabakari.
Z samego rana przekroczyliśmy bramę Ndabaka i wjechaliśmy do parku, gdzie spędziliśmy noc w namiocie na jednym z publicznych campów nasłuchując odgłosów polujących na stada wielkiej migracji lwów. Następnego dnia szukaliśmy lwów a w nocy wjechaliśmy na teren parku Ngongoro wprost na kolejny publiczny camp. Wróciliśmy do Arushy po 5 dniach skąd ruszyliśmy w dalszą drogę autobusem najpierw do Iringi a następnie do Mbeya, gdzie przyszło nam spędzić więcej czasu niż planowaliśmy z powodu oczekiwania na wyniki testu na coronę. Z wynikami w ręku ruszyliśmy najpierw do Tundumy, gdzie przekroczyliśmy granicę z Zambią a następnie jedynym autobusem, który odjeżdżał do Lusaki. Zaczęliśmy najdłużej trwający, 36 godzinny przejazd do stolicy tego kraju. Odpoczęliśmy po długiej podróży i po paru godzinach jazdy byliśmy w Livingstone. To miejsce, gdzie można podziwiać wspaniałe wodospady Wiktorii. W Livingstone spędziliśmy jeszcze kilka dni i wróciliśmy do Lusaki, skąd następnego dnia złapaliśmy autobus do Mfuwe. Jechaliśmy nastawieni na spędzenie kilku dni na obrzeżach parku narodowego South Luangwa, jednak miejsce nas tak urzekło, że zostaliśmy w końcu prawie 3 tygodnie odwiedzając park wielokrotnie z naszym przewodnikiem Ackimem. Żal było wyjeżdżać, ale musieliśmy wracać do Lusaki a następnie do Dar Es Salaam. Do końca nie byliśmy pewni czy ostatni tydzień podróży spędzimy na Zanzibarze czy gdzieś na wybrzeżu, ale wybraliśmy wyspę, która wydawała się najłatwiej dostępną opcją. Dotarcie na Zanzibar promem nie wymagało już kolejnych przejazdów w koszmarnych, tanzańskich autobusach.
Daliśmy poprowadzić się Afryce i nie zawiodła nas. Kolejny raz pokazała różne swoje oblicza. Było pięknie do utraty tchu, ale pojawiały się też nerwy, zmęczenie a czasami nawet głód, gdy nie było czasu na kupienie jedzenia. Po raz pierwszy spędziłam tak mało czasu w domu po powrocie z Anglii bo zaledwie 3 dni. Nigdy dotąd nie kupowałam biletów lotniczych w ostatniej chwili i nigdy nie obawiałam się tak bardzo czy na pewno polecimy. Wybraliśmy linie Turkish Airlines bo nie było obowiązku robienia testów przed wylotem a sama Tanzania jeszcze wtedy również ich nie wymagała. Jednak w trakcie naszego pobytu w Zambii wprowadzono obowiązek testów i wracając musieliśmy mieć wynik testu #PCR a na granicy poddać się dodatkowo szybkiemu testowi. Przed wjazdem do Zambii musieliśmy spędzić kilka dni w Mbeya czekając na wyniki testów. Ten czas pokazał jak bardzo trzeba być elastycznym, radzić sobie ze zmieniającymi się przepisami i tworzyć dalszą podróż na bieżąco.
Przejechaliśmy prawie 8000 km wypożyczonym samochodem na samym początku podróży i lokalnymi autobusami. Trudno powiedzieć ile czasu zajęły nam dokładnie te przejazdy, ale myślę, że w sumie około tygodnia spędziliśmy w autobusach. Przemieszczanie się w Tanzanii i Zambii to nie jest przyjemna sprawa, ale jednak przygoda sama w sobie. Warto było się trochę pomęczyć, żeby dotrzeć w te wszystkie cudowne miejsca. Przestrzegam jednak przed długimi przejazdami autobusami w Tanzanii. Będziecie skazani na głośną muzykę przez całą drogę a kierowca na pewno nie będzie zwalniał na progach zwalniających, których w Tanzanii jest mnóstwo. Przekraczanie granicy to kolejna przygoda. Dojazd od granicy do Lusaki zajął nam 36 godzin w rozpadającym się autobusie wypakowanym po dach alkoholem i papierem toaletowym, który psuł się przez całą drogę. Po miesiącu pobytu w Zambii, na samą myśl o powrotnej jeździe robiło nam się słabo :D
Ta podróż to przede wszystkim piękne miejsca, które w mojej wyobraźni stały się legendą. Serengeti i okolice Ngongoro naprawdę warte są wielu wyrzeczeń. Jednocześnie to było nasze 5 selfdrive safari i najtrudniejsze ze wszystkich. Stada gnu wielkiej migracji biegnące przez sawannę i otaczające nas ze wszystkich stron wraz z ogromnym stadem słoni to chyba ten moment, który najbardziej utkwił mi w pamięci. Pierwsza noc pod namiotem z odgłosami lwów, hien i beczących gnu to coś, czego nie da się opisać. I oczywiście lwy, które właśnie tu widzieliśmy 4 razy. Jazda przez zalane drogi i ślizganie się po błocie bo trudno nazwać to było jazdą, podniosły nam poziom adrenaliny nie raz.
Wodospady Wiktorii na rzece Zambezi to było jedno z takich miejsc, które widziałam wiele razy na fotkach i w filmach. Chciałam je zobaczyć, bardzo chciałam. Ta chwila, gdy stałam na brzegu rzeki czując na ciele maleńkie kropelki wody wzbijane w powietrze przez ogromny wodospad.. Działa się magia. Spędziliśmy przy wodospadach cały dzień kompletnie przemoczeni, ale szczęśliwi. Mieliśmy ogromne szczęście, że dotarliśmy tu w kwietniu, gdy poziom wód w Zambezi jest najwyższy, a tym razem był najwyższy od kilku lat! Niewiarygodna siła natury i magia, jakiej nie widziałam w żadnym innym wodospadzie na świecie.
South Luangwa. Dotarcie do tego parku nie jest łatwe, ale ten czas, te 3 tygodnie spędzone w parku i w Marula Lodge, były warte wszystkich trudów podróży. Nie spodziewałam się, że to miejsce tak mnie oczaruje, że zostaniemy tu tak długo bo początkowo mieliśmy spędzić tu jedynie kilka dni. Nie sądziłam, że kontakt z naturą może być tak bliski a ja będę miała tyle czasu na obserwowanie tych wszystkich zwierząt każdego dnia i każdej nocy. Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy siedząc rano na leżaku przed wyjazdem na safari usłyszałam za sobą jakieś hałasy. Widok ogromnego hipopotama idącego w moją stronę i jedzącego trawę…
Zamarłam w bezruchu z przerażenia, ale hipopotam nawet nie zwrócił na mnie uwagi i wrócił do rzeki po swoim nocnym ucztowaniu. Pomimo tego, że nie widziałam tylu lwów ile bym chciała to nie możemy narzekać bo udało nam się pierwszy raz zobaczyć lamparty. Miałam mnóstwo czasu na obserwację hipopotamów, buszboków i małp, które mieszkają na terenie campu. Widzieliśmy wyjątkowe żyrafy Thornicroft i mnóstwo cudownych słoni. Tu pierwszy raz widziałam słonie bez kłów a także ich poszukiwanie wody w suchym korycie rzeki Luangwa. Mieliśmy ogromne szczęście, że manager hotelu w Livinstone polecił nam naszego przewodnika Ackima, który nie tylko zabierał nas do parku, ale otoczył nas opieką i wielokrotnie pomagał załatwiać formalności jak przedłużenie wizy zambijskiej.
Po Zanzibarze zbyt wiele się nie spodziewałam i nadal nie rozumiem fenomenu tego miejsca. Fajnie było zobaczyć i tu zakończyć naszą podróż, ale powrotu nie planuję. Podróż promem, na którym temperatura jest tak niska przez nadużywaną klimatyzację, za cenę 10 razy większą niż lokalna ludność to pierwsza rzecz. Wymagania na miejscu w stosunku do turystów przelały czarę goryczy. Nigdzie do tej pory nie spotkałam się z wymogiem kupowania pozwolenia na prowadzenie skutera, nawet gdy posiada się prawo jazdy (sic!). Natomiast to tu zdałam sobie sprawę z tego, gdzie muszę wrócić. Zabrakło mi tu dzikiej przyrody, nie ma tylu małp, galago, daleko stąd do buszu, mało tu dżungli.. Sama plaża z chodzącymi po niej krowami i dziećmi wyciągającymi rękę po cokolwiek jakoś szczególnie nas nie urzekła. Cały nasz pobyt ratował fantastyczny hotelik Sahari Zanzibar z przytulnymi pokojami i super menagerem. Zabrakło mi tu jednak jakiegoś vibu a sama plaża to na dłuższą metę trochę za mało.
Myślę, że przed tą podróżą spodziewałam się, że Tanzania oczaruje mnie tak samo jak Kenia w ubiegłym roku i chyba podświadomie porównywałam oba te kraje. Niewątpliwie zachwycały przestrzenie, pola słoneczników, krajobrazy parków narodowych. No cóż, nie wiem czy jakikolwiek kraj będzie w stanie zająć jej miejsce w moim sercu bo tam po prostu wiele się wydarzyło i dla mnie zawsze będzie to moje wyjątkowe miejsce. Chciałabym Wam pokazać osobiście moją Kenię, zabrać Was tam ze sobą i będzie to możliwe już w grudniu a następnie w styczniu, czyli już niedługo :)
Wróciliśmy po 62 dniach. Afryka kolejny raz dała nam mnóstwo wspomnień, nowych doświadczeń i zostawiła z pustką w sercu. Ciągle mam przed oczami kadry z tej podróży. Niestety z podróży wróciłam z jeszcze jedną pamiątką w postaci kontuzji, która jest efektem stresu nie związanego z podróżą, ale tym co działo się tutaj podczas naszej nieobecności (okazuje się, że nawet Zambia jest jeszcze zbyt blisko Polski), długiego siedzenia w autobusach i dźwigania plecaka, który jak się okazało dopiero na lotnisku ważył 28 kg (kawa kupiona po drodze i ten hipopotam kupiony w Lusace były naprawdę jest ciężkie). W połączeniu z małym plecakiem to więcej niż połowa mojej masy a ja z tym ciężarem biegłam na prom bo kierowca Bolta zostawił nas pod terminalem niewłaściwego promu i niewiele brakowało a nie zdążylibyśmy na prom wcale. Pomimo wszystko wróciłam jak zawsze z planem na kolejną podróż do Afryki i marzeniem o powrocie do Kenii, ale tym razem w trochę innej roli i bardziej stacjonarnie, żeby również odpocząć. Po powrocie doszliśmy do wniosku, że stres, który nagromadził się z w nas od momentu powrotu z Kenii był tak wielki, że zaczęliśmy łapać spokojnie oddech po miesiącu podróży. Powrót do kraju po 2 miesiącach, operacja oka Przemka i sytuacja, którą zastaliśmy na miejscu, spowodowała, że tym razem mój stan bardzo się pogorszył. Diagnoza, którą usłyszałam i wizja operacji kręgosłupa to nic przyjemnego, ale walczę i się nie poddaję. Przywiozłam ze sobą także piękne wspomnienia i wyjątkowe chwile zachowane w pamięci, których nic nie jest w stanie mi zabrać. Te wspomnienia dają siłę do walki bo wiem, że muszę do Afryki wrócić. Może tym razem nie z plecakiem lecz z walizką i spokojniej, ale czuję, że tego potrzebuję. Kenijskiego słońca, mojej znajomej plaży i innych miejsc, za którymi tęskniłam od momentu opuszczenia tego kraju. I mocno wierzę, że już niedługo się zobaczymy.
Asante sana Tanzania ❤️
Zikomo Zambia❤️
W podróż wyruszyliśmy z partnerami podróży Rebel Skin oraz Milworld.
Tanzania & Zambia. 2 months on the second journey to Africa.
Our come back from Africa after 2 months of traveling through Tanzania and Zambia was not as hard as the previous one. Back then, when we were coming back home after almost 6 months of being away from home, we left behind much more than a piece of beautiful Kenyan beach. This journey was different from all others that I have organized until now. We didn't have precise itinerary as I used to do before because at that time it was hard to plan anything. The idea of journey to Tanzania appeared when we were still in Kenya. Through that period of time this destination became very popular mainly because of lack of test requirement and there were no strict restrictions although it has changed a bit during our journey. Primarly we wanted to fly to Tanzania and get to Malawi. However borders of Malawi at first were opened and then closed again and this is how we decided to visit neighbouring Zambia. Except for few spots on the map like Serengeti and Victoria Falls, we didn't know where we would go exactly.
Our journey began in Dar Es Salaam. We arrived to Arusha by bus where we spent few nights at Ania and Darek's house (thank you guys once again <3). This is where we also met Cornelius, a guy that I had found on Facebook while looking for a car for selfdrive in Serengeti. At first we drove our Toyota to Kiabakari, mission run by Priest Wojtek where we delivered glasses for ophthamologist clinic and also money collected through fundraise. We visited Musoma located at Lake Victoria. We got to Serengeti after few nights spent at Kiabakari mission.
We crossed Ndabaka Gate on early morning and got to the park where we spent a night in our own tent at one of public campsites listening to sounds of lions hunting on herds of great migration. On the next day we were looking for lions and at night we got Ngorongoro park straight to another public camp. We got back to Arusha after 5 days and we moved on takiing a bus at first to Iringa and next to Mbeya where we had to spent more time than we had planned because of waiting for corona test results. Having our tests in our hands we rode to Tunduma at first where we crossed the border with Zambia and next we caught the only available bus that was heading to Lusaka. We started the longest, 36 hours ride to capital city of this country. We ttok some rest after long journey and after few hours ride we got to Livingstone. This is the place where one can admire tremendous Victoria Falls.We spent few days in Livingstone and we got back to Lusaka where we caught a bus to Mfuwe on the next day. We were prepareed to stay few days at the outskirts of South Luangwa National Park however this place charmed us so much that we decided to stay almost 3 weeks visiting the park many times with our guide Ackim. It was a pity to leave but we had to go back to Lusaka and next to Dar Es Salaam. Until the very last moment we were not sure if we would spend last week of our journey in Zanzibar or somewhere at the coastbut finally we decided to choose the island that seemed to be the easiest accesible option. Reaching Zanzibar by ferry excluded getting another nightmare rides on Tanzanian buses.
We allowed Africa to lead us and it didn't dissapoint us. Again she showed us her different faces. It was so beautiful that it was breathtaking but there were also tension, fatigue and sometimes even hunger when we didn't have time to buy food. It was the frist time when I spent only 3 days at home after coming back from England. Until now I have never bought tickets in a very last moment and I was never so affraid if we would actually fly at all. We chose Turkish Airlines because they didn't demend any tests before the flight and Tanzania at that time didn't require test as well. However during our stay in Zambia the requirement of test was introduced and on the way back to Tanzania we had to have PCR test result and get another rapid test at the border. Before entering Zambia we had to spend few days in Mbeya waiting for test results. This time has shown that you have to be very flexible, cope with changing rules and create the journey on regular basis.
We covered almost 8000 km with rented car at the beginning of our journey and with local buses. It's hard to say how much time we lost on the road but I guess that we spent around a week on buses. Moving from one place to another in Tanzania and Zambia is not a pleasant thing but it's undoubtedly an adventure itself. It was worth to struggle a bit to reach all those amazing places. However I have to warn you about long rides by buses in tanzania. You will be doomed to loud music through all the ride and a driver won't be slowing down on speed bumps for sure and there are loads of them in whole Tanzania. Crossing the border is another adventure. The ride from the border to Lusaka took us 36 hours on disintergating bus which was getting broken all the way and was filled to the roof with alcohol and toilet paper. After a month spent in Zambia we felt sick even thinking about hitting the road again.
This journey was first of all about places that had become a legend in my imagination. Serengeti and Ngongoro surroundings are really worth an effort. At the same time it was our 5th selfdrive safari and the toughest one. Wildebeasts herds of great migration running through savannah and later surrounding us from all sides altogether with huge family of elephants, was I think the moment that I remember the most. The first night in a tent with the sounds of lions, hyenas and bleating wildebeasts is something hard to describe. And of course lions we spotted 4 times here. The ride on flooded roads and sliding on the mud because it's even hard to call it a ride, raised our level of adrenaline many times.
Victoria Falls on Zambezi River was one of such places I have seen many times on photos and films. I was craving to see it, I wanted a lot. That moment when I was standing at the river bank feeling tiny water droplets lifted in the air by huge waterfall.. It was magic what happened there. We spent whole day near the waterfall completely wet but happy. We were lucky to get there in April when the water level in Zambezi river is the highest and this time it was the highest for years !! Unbelievable power of nature and magic I have never seen in any other waterfall in the world.
South Luangwa. Even getting to this park was not that easy but this time, these 3 weeks spent in the park and Marula Lodge, was worth all of the difficulties of this journey. I was not expecting that this place would enchant me so much so that we stayed there for so long instead of few days we had planned at the beginning. I never thought that contact with nature can be that close and that I would have opportunity to watch all of these animals every day and every single night. I will never forget the moment when I was sitting on sunbed early morning before starting gamedrive and I heard some noise behind my back..
The view of a huge hippo eating grass and walking towards me.. I got frozen of fear but the hippo didn't even pay attention to my presence and he kept walking back to the river after his night feast. In spite of the fact that I haven't seen lions as many times as I wanted, we can't complain because we managed to spot leopards for the first time. I had plenty of time to observe hippos, bushbucks and monkeys that live in the camp compound. We saw unique Thornicroft giraffes and plenty of amazing elephants. This is the first place where I saw elephants without tusks and also their search for water in dry river bed of Luangwa River. We were so lucky when manager of our hotel in Livingstone recommended to us our guide Ackim who was not only taking us to the park but also was taking care of us and helped us many times to deal with formalities like extending Zambian visa.
I was not expecting much after Zanzibar and I still don't understand the phenomenon of this place. It was good to see it and finish our journey here but I'm not planning going there again. The ferry cruise where the temperature was so low because of overused aircon for the price 10 times higher than for locals was the first thing. Requirements for tourists in Zanzibar Island were the final straw. I have never encountered a demand of buying permission for driving scooter when one has already a driving licence (sic!). However this was the place where I realized where I have to go back. Things i missed in Zanzibar was wild nature, there were almost no monkeys, no galagos, it's far to the bush, almost no jungle left.. The beach itself with cows walking along and kids asking for whatever they can get for free was not so special at all. Our whole stay was saved by fantastic hotel Sahari Zanzibar with cosy rooms and amazing manager. However lack of some kind of vibe and beach only is snot enough for longer stay.
I think that before this journey I was expecting that Tanzania would charm me as much as Kenya last year and subconciously I was comparing both countries. Undoubtedly, there were things that were amazing like huge spaces, fields of sunflowers, landscapes of national parks. Well, I'm not sure if any country will be able to take this place in my heart because a lot of things happened there and it will always be a special place for me. I would love to show you my Kenya in person, take you there with us and it will be possible as soon as in December and next in January which means very soon :)
We came back after 62 days. Again, Africa gave us loads of memories, new experiences and left emptiness in our hearts. I still have frames from this journey in front of my eyes. Unfortunately, I came back from this journey with one more sourvenir which is a result of distress not associated with our trip but with things that were going on here when we were away (it turns out that even Zambia is too close to Poland for some people), long sitting on buses and lifting backpack which turned out to weight 28 kg at the airport (coffee bought along the way and this hippo bought in Lusaka were really heavy). In conjunction with small backpack it was more than half of my body weight and I was running with that to the ferry because Bolt driver left us near terminal of diffrent ferry and it was close to miss our ferry at all. In spite of that I came back with a plan for next journey to Africa and a dream of going back to Kenya but this time in a bit different role and more stationary to take some rest. After our come back home we came to conclusion that the whole stress that piled up fro months since we had come back from Kenya was that huge that we started catching a breath after a month of the journey. Going back home after 2 months, Przemek's eye surgery and whole situation that was waiting for us here caused that my health condition deteriorated a lot. The diagnosis I have heard and the idea of spine surgery was not pleasant at all but I keep fighting and trying not to give up. I brought home with me also loads of wonderful memories and unique moments saved in my head which can't be taken away from me. These memories give me strenght to fight because I know I have to go back to Africa. Maybe this time not with a backpack but with suitcase and a bit more calmly but I feel that I need it. Kenyan sun, my beach that I know and other places I have been missing since we left the country. I have a strong belief that we will see eachother again really soon.
Asante sana Tanzania ❤️
Zikomo Zambia ❤️
We set off on this journey with our travel partners Rebel Skin and Milworld.
Comentarios