top of page
Zdjęcie autoraKarolina Ropelewska-Perek

Wyprawa do Parku Narodowego Tanjung Puting, Kalimantan. Na spotkanie z orangutanami.

Zaktualizowano: 22 paź 2020


Spotkanie z Tomem, samcem dominującym w Camp Leakey, Tanjung Puting

Kalimantan widziany z samolotu wygląda niesamowicie. Zieleń z wijącą się niczym wąż rzeką wpadającą do morza. Lot trwał ok 50 minut a lądowanie na pasie wyłaniającym się z dżungli było jednym z lepszych jakiego doświadczyliśmy. Na pokładzie byliśmy jedynymi białymi więc wysłannik Rustiego nie miał problemu z wyłowieniem nas z pośród podróżnych. My też go nie przeoczyliśmy bo stał z kartką z moim imieniem. Rusty, z którym targowałam się przez ostatnie miesiące o cenę naszej wyprawy do dżungli, wysłał go po nas na lotnisko już dzień wcześniej bo umawialiśmy się, że zadzwonię z Semarang i powiadomię o dacie naszego przylotu. Dzwoniłam, ale to już było pewnie po fakcie. Lot jest tylko jeden i to nie codziennie. Pisałam, że przylecimy 10-11 marca. I tak się stało.



Zanim znalazłam Visit Orangutan przewertowałam internet w poszukiwaniu organizatora, który zabierze nas za rozsądną cenę do dżungli. Cena stanęła na 2mln Rp za osobę za 4 dni. Klotok, czyli łódź z załogą 4 osobową, na której będziemy spać. W cenie był przewodnik, posiłki gotowane przez kucharkę, trekkingi w parku. Brzmiało jak super przygoda a poza tym dla zobaczenia orangutanów na wolności gotowa byłam zrobić wiele. Wszystko było dopięte na ostatni guzik poza tym lotem, który kupiliśmy dopiero w Semarang.

Rusty, sympatyczny mężczyzna w okularach, czekał na nas przed lotniskiem. Przywitaliśmy się jak starzy znajomi. W końcu pisaliśmy do siebie maile przez długi czas. Z lotniska zabrali nas dwoma samochodami do Kumai. Mieliśmy w planie zatrzymać się gdzieś w hotelu zanim załoga przygotuje łódź, ale okazało się, że łódź będzie gotowa już rano. Rusty dał kapitanowi pieniądze a ten odjechał załatwiać paliwo i prowiant na drogę. Zrobiliśmy zakupy wzbudzając sensację na każdym kroku bo znowu byliśmy tu jedynymi białymi. Tak chyba muszą się czuć zwierzęta w Zoo jak my wtedy. Chociaż teraz już inaczej na to patrzę. To po prostu ludzka ciekawość.

Nasza załoga przygotowała nam łódź na noc. Spod pokładu wyciągnęli materace rozkładając je na podłodze. Nad materacami zawiesili moskitiery, do tego pościel i pokój dzienny zmienił się w sypialnię. W tym czasie na Kalimantanie nie można było dostać żadnego alkoholu, nawet piwa. To znaczy było o nazwie Bintang zero w smaku przypominające bardziej oranżadę niż jakikolwiek alkohol. Kapitan oczywiście i na ten problem znalazł rozwiązanie. Tuak w buteleczkach 0,5l na wyprawę do dżungli. Prohibicja, ale w dżungli nikt nie szuka. W mieście można spodziewać się kontroli nawet w hotelowym pokoju i trafić za to do aresztu, jak poinformował nas parę dni później nasz przewodnik.



Pierwsza noc nie należała do najlepszych. Bałam się, że nas okradną a przy sobie miałam pieniądze, aparaty. Kasa pod poduszkę a aparat spał sobie między nami. Całą noc pilnował nas ktoś z załogi siedząc na dziobie łodzi a ja i tak spałam jak wietnamski zwiadowca :)

Tanjung Puting to park założony przez Dr Birute Galdikas, kanadyjską prymatolog, mniej znaną od swoich koleżanek Diane Fossey i Jane Goodall, których wspólnym mentorem był Dr Louise Leakey. Zaczęła tu badania nad orangutanami w 1971 roku. To dzięki niej wiemy, że cykl rozrodczy orangutanów trwa 8 lat i przez ten czas opiekują się potomkiem. Właśnie to czyni je gatunkiem podatnym na wyginięcie. W tym parku podjęto próby przywracania orangutanów do życia na wolności. Częścią tego procesu jest karmienie wypuszczonych na wolność orangutanów na platformach i właśnie wtedy można im się dokładnie przyjrzeć. Niesamowicie to wygląda, gdy wyłaniają się z dżungli. Najpiękniejszy odcień rudości jaki kiedykolwiek widziałam.



Rano byliśmy gotowi do drogi. Załoga złożyła naszą sypialnię znosząc pod podkład materace i za chwilę mieliśmy pokój dzienny z jadalnią. Dharma podała nam śniadanie. Nie mogłam się nadziwić jak ta dziewczyna pysznie gotuje w warunkach polowych. Po każdym naszym trekkingu czekał na nas posiłek. Nigdy nie zapomnę jej smażonych bananów. Nie lubiłam tych owoców, ale gdy ona je przygotowała zjadłam tą przekąskę bez wahania.


Czekaliśmy jeszcze tylko na naszego przewodnika. Isay, szczupły młody chłopak pojawił się niebawem i odbiliśmy od brzegu w Kumai. Wpłynęliśmy na rzekę Sekonyer, której brzegi porastały gęste zarośla. Isay po drodze pokazywał nam gniazda orangutanów, które budują je każdego dnia w innym miejscu. Nosacze bacznie nas obserwowały siedząc całymi stadami na szczytach drzew porastających brzegi rzeki. To był dość częsty widok szczególnie z samego rana i wieczorami, gdy małpy układały się do snu. Isay pochodzi z plemienia Dayaków, Łowców Głów żyjących w sercu Borneo. Angielskiego uczył się sam a jego wiedza o dżungli jest naprawdę imponująca. Szybko znaleźliśmy wspólny język. Może dlatego, że mnie strasznie wszystko na temat dżungli interesowało a Isay chętnie odpowiadał na moje liczne pytania.



Zanim dopłynęliśmy do pierwszej stacji karmienia Tanjung Harapan w parku, Dharma przygotowała nam obiad. Podziwiałam jak w tych spartańskich warunkach szykowała nam posiłek. Ubrani w długie spodnie ruszyliśmy za Isayem do dżungli. Wilgotność jest tak wysoka, że po paru krokach pot lał się z nas strumieniami. W miejscu karmienia orangutanów pierwszy pojawił się 17letni samiec. Zobaczył, że na platformie nie czekają na niego banany więc zniknął w zaroślach mijając nas. Dwóch strażników przyniosło wiadra bananów i zaczęli je nawoływać. Pojawiały się jeden po drugim. Samiec również wrócił i siedział za naszymi plecami wraz ze strażnikami. Bursztynowe piękności napychały sobie buzie bananami i wspinały się na drzewa, żeby tam w spokoju zjeść swój przysmak. 3 letni maluch bujał się na gałęziach nic sobie nie robiąc z naszej obecności. Duże wiewiórki (wiewiórczaki dokładnie) postanowiły również skorzystać z uczty. Śmiesznie wyglądały biegając tak szybko przy powolnie jedzących orangutanach. Po raz pierwszy widziałam tak piękne motyle. Białe z ogromnymi skrzydłami unosiły się w promieniach słońca przebijającego się pomiędzy konarami drzew. Magiczny widok.



Komary nie dawały nam żyć pomimo repelentu, którym się spryskaliśmy więc po 1,5 godzinie podziwiania tego wspaniałego widoku i pstrykaniu tysiąca zdjęć wróciliśmy na łódź. Darma nie próżnowała i przygotowała nam podwieczorek w postaci smażonych bananów w cieście. Co też ta dżungla robi z człowiekiem, że nawet banany zjadłam, którymi ostatni raz karmiła mnie mama, gdy nie bardzo miałam wpływ na to co jem bo jeszcze nie umiałam mówić :)

Płynęliśmy w górę rzeki, w której woda miała kolor brązowy. Zbliżał się wieczór. Nosacze zaczęły gromadzić się na drzewach na brzegu rzeki. Obserwowały nas bacznie w góry. Samce mają wielkie nosy i nic dziwnego, że rdzenni mieszkańcy Borneo nazwali je Dutch Monkey czyli Holenderskie Małpy. Twarze mają różowe i te duże nochale..mogły się kojarzyć z kolonizatorami.



Pół godziny później byliśmy w miejscu naszego pierwszego noclegu. Darma znowu stanęła na wysokości zadania i przygotowała kolację. Tym razem krewetki i warzywa. Wieczór minął nam na długiej rozmowie z Isayem w towarzystwie arraku. Opowiadał nam o swojej rodzinie, o walkach plemiennych, podczas których stracił rodziców, o obcinaniu głów przez Dayaków, żeby dowieść swego męstwa, ich zwyczajach i rytuałach. Przykładem może być chowanie zmarłych. Po dwóch tygodniach od śmierci zakopywane są zwłoki. 40 dni później odkopuje się ciało, kości oczyszcza z resztek i chowa się je ponownie. Tak jak dla nas może to brzmieć dziwnie, tak samo dla Isaya dziwne mogą być nasze zwyczaje.



Tego samego wieczoru dowiedzieliśmy się o trzęsieniu ziemi w Japonii o ogromnym tsunami, które odebrało życie tak wielu ludziom. O ogromie zniszczeń dowiedzieliśmy się dopiero po zejściu na ląd parę dni później. Życie jest tak kruche i wszystko co mamy jest nam dane na chwilę i w jednej chwili możemy wszystko stracić. Może dlatego warto żyć pełnią życia i spełniać swoje marzenia bo nigdy nie wiadomo ile czasu nam zostało. Dla mnie widok orangutanów chodzących wolno po dżungli parę kroków ode mnie to spełnienie wielkiego marzenia. I zawsze reaguję w takich chwilach w jeden sposób..płaczę łzami szczęścia i zastanawiam się czym sobie zasłużyłam, że jest mi dane te marzenia spełniać..

Tej nocy zasnęliśmy słuchając muzyki dżungli. Głosów żab, nocnych ptaków, małp kręcących się w koronach drzew, ryb wyskakujących z wody..dżungla nigdy nie śpi i w takich momentach słychać jak oddycha..


Klotokiem do serca Borneo.


Kolor rzeki Sekonyer zmienia się z brązowego na czarny w momencie, gdy wpływamy w mniejszą arterię płynąc w kierunku serca Borneo. Od rana mieliśmy szczęście. Isay wypatrzył dla nas krokodyla, które są tu raczej rzadko spotykane, całe mnóstwo ptaków, które bliżej południa i wraz ze wzrostem temperatury pochowały się w gęstych zaroślach. Wypatrzyliśmy też sporo orangutanów buszujących na pobliskich drzewach.



Zmierzamy do Camp Leakey, którego nazwa pochodzi od nazwiska znanego antropologa Louisa Leakey, który był mentorem i inspiracją dla Dr. Galdikas. Właśnie tu znajduje się całe centrum dla badaczy, studentów i strażników parku. Nie spodziewałam się, że będę mogła zobaczyć tą wspaniałą kobietę, która swoje życie poświęciła orangutanom, ale znowu mieliśmy szczęście bo akurat przypłynęła łodzią, gdy my jedliśmy lunch przed wyjściem do dżungli. Podziwiam i jestem jej wdzięczna za jej pracę i trud, jaki włożyła w założenie tego parku bo dzięki niej orangutany tu są i możemy je jeszcze oglądać.



Ulewa przyszła niespodziewanie. Oberwanie chmury, ale temperatura się nie zmieniła i nadal było strasznie gorąco. Przestało lać i zrobiło się jeszcze bardziej duszno. Na pomoście czekała na nas Princess, 45 letnia samica orangutana, ze swoim maluszkiem. Jeden z orangutanów przywrócony na wolność. Czeka na turystów, zagląda na łodzie i przeszukuje czasami kieszenie w poszukiwaniu bananów. Idąc dalej drewnianym pomostem spotkaliśmy kolejną samicę z młodym, która zeszła z drzewa, minęła nas i odeszła. Zatrzymaliśmy się przy drewnianych zabudowaniach, gdzie znajduje się cała baza badaczy i strażników. 2 gibbony bujały się na gałęziach, dzikie świnki biegały między nami a orangutany bacznie nas obserwowały. 1,5km dalej, w miejscu, gdzie odbywa się, karmienie banany czekały na platformie. Ludzi było sporo i pomimo tablic z prośbą „Respect orangutans. Keep silence” cicho nie było. Orangutany pojawiły się w momencie, gdy duża grupa ludzi ruszyła w drogę powrotną na łodzie. Teraz mogliśmy napawać się widokiem tych cudnych rudzielców do woli. Mogłabym tam siedzieć i przyglądać się im bez końca. Najzabawniejsze są oczywiście młode bujające się na gałęziach. Pojawił się również jeden z ogromnych samców, którego od samic odróżniają wydatne tarcze policzkowe pokazujące innym samcom ich dominację.



Wracając na łódź znowu mijaliśmy domki strażników. Byliśmy świadkami przezabawnej sytuacji, gdy jeden z samców, Ben, trzymał pod rękę młodego chłopaka z burzą loków na głowie, pozwalał mu się głaskać po brzuchu a później prowadził go za rękę do chatki, gdzie trzymane są banany. Tuż obok leżała sobie na pleckach samica. Udało mi się ją dotknąć z pewną obawą oczywiście bo orangutany, tak jak my, też mają różne humory i mają dużo więcej siły od nas. Trudno przewidzieć jak się zachowa, co ją spotkało do tej pory ze strony człowieka..


Gibbon w Camp Leakey, Tanjung Puting, Kalimantan

W drodze na łódź spotkaliśmy jeszcze makaki biegające po pomostach. Znowu zaczęła się ulewa, ale to w sumie dziwić nie powinno bo to w końcu Borneo i pada tu cały rok. Nasz klotok ruszył w kierunku miejsca, gdzie mieliśmy spędzić kolejną noc. Marzyliśmy wszyscy o prysznicu bo od przyjazdu na Borneo nie mieliśmy jeszcze okazji. Rzeka Sekonyer jest zanieczyszczona przez kopalnie znajdujące się w górze rzeki. Dopiero w tej części rzeki woda się do tego nadaje. Woda pod prysznicem jest czerpana z rzeki i dopiero tu załoga pozwoliła nam się wykąpać. Co za wspaniałe uczucie wziąć prysznic :) W domu to jest takie oczywiste a tu tak mała rzecz sprawia radość chociaż po chwili znowu skóra się lepi. W tym samym czasie ulewa rozkręciła się na dobre. Prawdziwa tropikalna ulewa i zapach deszczu..niezapomniane wrażenia.



Isay opowiadał nam mnóstwo ciekawych rzeczy podczas naszych wypraw do dżungli. Nie wiedziałam, że małe orangutany nawet jeśli zostaną sierotami zostają przygarnięte przez inne samice. Orangutany mają odmienne charaktery, jedne są humorzaste, inne mniej. Mają bardzo dobrą pamięć i pamiętają krzywdy im wyrządzone. Uczą swoje dzieci czego unikać a same uczą się też od ludzi. Princess, którą spotkaliśmy na pomoście umie przepłynąć łodzią rzekę, czerpała wodę pustą butelką z rzeki i z niej piła. Orangutany boją się gorącej wody bo mieszkańcy wiosek odstraszali je polewając je gorącą wodą. Dziwiłam się dlaczego Princess bała się termosa, który trzymał członek załogi jednej z łodzi, gdy na nią weszła. Czują też respekt przed strażnikami, którzy je karcą, gdy wymaga tego sytuacja.

Noc nadchodzi tu bardzo szybko. Jesteśmy niedaleko równika, więc jasno robi się w okolicach 6 i o 18tej robi się ciemno. Brzydzę się robali wszelakich więc zapalenie światła po zmroku miłe nie jest bo zaraz zlatuje się pełno robactwa. Oczywiście wszystko musi lgnąć do mnie a Przemysław dzielnie musi mnie ratować :) Załoga patrzy na całą sytuację z uśmiechem bo każdy robal wywołuje moje piski. Ale każdego dnia jest lepiej. Cieszę się, że Przemuś nic nie mówił jakie wielkie karaczany widział pod pokładem, gdzie spała załoga, gdy byliśmy na łodzi. Poinformował mnie o tym fakcie dopiero w hotelu. Może to i lepiej dla wszystkich :)



Rano wyruszyliśmy z Isayem i Dayakiem z innego plemienia niż nasz Isay na treking po dżungli. Szliśmy po drewnianych deskach rozłożonych na błocie. Tu obuwie do biegania w terenie się nie sprawdziło i ślizgałam się jak na łyżwach. Wpadłam raz w błoto po kolana, ale aparat trzymałam dzielnie w górze :) Wilgotność dziś biła rekordy po wczorajszej ulewie. Isay szedł boso, bezszelestnie, bez kropli potu na czole. W przeciwieństwie do nas, ślizgających się na mokrych deskach, zlanych potem. Opowiadał nam o roślinach, które mijaliśmy jak np. drzewo Meranti podobne do Java Almond, które widzieliśmy na Sri Lance. Palauan czyli drzewo o czerwonym pniu, którego kora złuszcza się oraz drzewo kauczukowe, które po deszczu wydziela galaretowatą substancję, którą Isay nazywał GETAH MERAH. Podziwialiśmy różne gatunki dzbaneczników zwisające z pni drzew.



Wracaliśmy z trekingu do obozu Camp Leakey gdzie czekała nas jeszcze jedna niespodzianka. Isay opowiadał nam o Tomie, samcu dominującym, który pojawia się tu średnio raz w miesiącu a później znika w dżungli patrolując swoje terytorium. Idąc po pomoście natknęliśmy się na niego. Siedział w zaroślach, po czym wyszedł na pomost i siedział przyglądając się nam. Po chwili przyłączyła się do niego Siswi, najważniejsza samica w stadzie i jej maluch, Atlas. Atlas zaczepiał Toma, Siswi siedziała obok..takich chwil nie można zaplanować. To po prostu dar od losu.


Isay zajmował się nami także po zakończeniu wycieczki do parku. Pokazywał nam Pangkalanbun.


Ostatnia noc na łodzi minęła spokojnie pomimo kolejnego oberwania chmury. Ostatnie karmienie orangutanów w stacji Pondok Tangui i kolejna okazja do zobaczenia pięknego, dużego samca wielkością zbliżonego do Toma, samic z młodymi..już wiedziałam, że będzie mi brakowało tego widoku. Każdego dnia mieliśmy okazję podziwiać orangutany żyjące tu wolno, szczęśliwe i bezpieczne. Trudno było sobie wyobrazić jak taka podróż będzie wyglądać i pomimo upływu lat nadal uważamy ją za cudowną przygodę i jedną z najlepszych, jaką dane nam było odbyć. A Isay..niesamowite jak szybko nawiązała się między nami nić porozumienia. Dzieli nas pozornie wszystko: my, biali z odległego kraju wychowani w zupełnie innej kulturze. On, Dayak, dziecko dżungli. Łączy nas troska o środowisko, miłość do żywych istot, do pięknego lądu, jakim jest Borneo. Pomimo upływu lat (nasza pierwsza podróż do Indonezji miała miejsce w 2011 roku) mamy kontakt do dziś i mam nadzieję, że któregoś dnia zobaczymy się ponownie. Isay, przyjacielu, dziękujemy za wszystko, za pokazanie nam kawałka Twojego świata <3


Expedition to Tanjung Puting National Park, Kalimantan. Meeting orangutans.


Meeting Tom, a dominant male. Here with his son Atlas.

Kalimantan seen from the plane looks stunning. The land covered with green with rivers looking like snakes crawling to the sea. The flight lasted around 50 minutes and the landing on the airport emerging from the jungle was one of the best that we've ever experienced. We were the only white people on board so Rusty's envoy had no problem with picking us from the crowd of travelers. We didn't miss him either because he was holding a plate with my name on it. I was bargaining for the price of our trip to the jungle with Rusty for last few months and he send his man to pick us from the airport one day before our arrival. We agreed that I would call him from Semarang to tell him the date of our arrival. I did but I think he was at the airport before that call. There was only one flight and not everyday. I wrote Rusty that we would come around 10-11th March. We landed in Pangkalanbun on 11th March.



I was searching through the internet to find some tour operator to take us to the jungle in reasonable price. I found Visit Orangutan and we agreed on 2mln Rupees per person for 4 days. Klotok (or a boat) that would become our home for few days and 4 people of crew. The guide, meals cooked especially for us, treks through the jungle were included in price. It sounded like amazing adventure besides I was able to do everything to see orangutans in the jungle. Everything was prepared except this one flight ticket that we bought in Semarang.

Rusty, sympathetic man in glasses, was waiting for us in front of the entrance of the airport. We greeted ourselves like an old friends. In the end we were writing emails to eachother for a long time. We letf airport with two cars and headed of to Kumai. We were planning to stay in some hotel until the crew will prepare the boat but it turned out that the boat will be ready in the morning. Rusty gave the money to the captain who left to organize a fuel and food for our trip. We did some shopping in the market in Kumai making some kind of sensation amongst local people as we were the only white people. I think that animals in the zoo feel the same as we did in Kumai. But now I see it in different way. It was just curiosity.

Our crew prepared our boat for the night. They took matresses from underneath the deck and put them on the floor. Mosquito nets were hung over our „beds”, linen was ready and our living room was transformed in a bedroom. There was a prohibition at this time in Kalimantan and it was impossible to buy any kind of alcohol, even a beer. I mean Bintang Zero was available but it tasted more like lemonade then a beer. The captain found a solution to our problem. He bought tuak for us in few 0,5l bottles for our trip to the jungle. Alcohol was banned but who would look for it in the jungle. You could have expected some police control even in your hotel room and get arrested for few days as our guide informed us few days later.



The first nigth on the boat was not the best one. I was affraid that someone could stole our things and I had all our money and cameras with me. I put the money under the pillow and the camera was between us under the blanket during the night. Someone from the crew was sitting all night at the front of the boat watching over us but I couldn't sleep anyway.

Tanjung Puting was founded by Dr Birute Galdikas, Canadian primatologist, less known from her colleagues Diane Fossey and Jane Goodall whose mentor was Dr Louise Leakey. She started her reasearch over orangutans in 1971. She discovered that orangutan's eight-year birth cycle and taking care of their children through all these years. This makes orangutans vulnerable to extinction. The efforts were made here to train former captive orangutans to live in the wild. Part of these process was feeding of these apes on the platforms in the jungle and you can observe them during the feeding. It is so amazing to look at them when they emerge from the jungle. The most beautiful shade of red I've ever seen.



We were ready for the trip in the morning. The crew took the matresses under the deck and our bedroom was again transformed into a living room with dinning room. Dharma served a breakfast for us. She was creating mirracles in these harsh conditions. Meals were ready for us everytimes we came back from the jungle. I will never forget her fried bananas. I hated this fruit but when she made it I ate it without hesitation.

We were waiting for our guide. Isay, slim young man appeared soon and we left the shore of Kumai. We entered the Sekonyer River which both banks were overgrown by thick bushes. Isay was showing us nests of orangutans they build everyday in the canopies of trees. Proboscis monkeys were watching us sitting in herds on the trees on both sides of the river. It was a common view especially early in the morning and in the evening when they were preparing for the night. Isay comes from Dayak tribe, Head Hunters living in the heart of Borneo. He learned English by himself and his knowledge about the jungle was really impressive. We found a common ground very fast. Maybe it was like this because I was very curious about the jungle and Isay answered my questions willingly.



Dharma prepared our meal before we reached the first feeding station in the park - Tanjung Harapan. I was admiring her how she was cooking in these conditions. We put on long trousers and followed Isay to the jungle. The humidity was so high that after making few steps we were soaking wet because of perspiration. The first orangutan that appeared at the feeding platform was 17 years old male. He saw that there were no bananas there so he dissapeared in the shrubs passing us as we stood on his path. Two rangers brought bukets full of bananas and starter to call the apes in the same way as orangutans do. Red monkeys started to emerge from the jungle one by one. The male came back too and was sitting behind us with the rangers. Ginger-haired beauties stuffed their mouths with fruits and climbed the trees to eat it in serenity. 3 years old male was swinging on the branches of the tree ignoring all the people that gathered here. Huge squirrels (Prevost's Squirrel to be precise) decided to attend feast too. They looked so funny running so fast by orangutans eating so slowly. I saw a stunningly beautiful butterflies. Completly white with huge wings were floating in the rays of sun breaking through the canopies of trees. Simply amazing view.



Mosquitos didn't let go in spite of the repelent that we used so after spending 1,5 hour admiring the orangutans and making thousands of photos, we came back to the boat. Dharma didn't take a rest and prepared afternoon snack – fried bananas in some kind of dough. This what jungle makes to human. I even ate bananas although it was a first time since my mom was feeding me with those fruits at a time when I had no impact on what I eat because I was not able to speak yet :)

We were going up the brownish coloured river. The evening was getting closer. Proboscis monkeys were gathering on the trees on the river banks. They were watching us closely from above. Males of this species have huge noses and it's no surprise that indigenous people of Borneo called them Dutch Monkeys. They have pink faces and huge noses..they look like white colonizers.



Half an hour later we arrived to the place of our first night's lodging. Darma prepared our supper. This time it was prawns and some vegetables. We spent the evening talking to Isay in company of arrak. He was telling us about his family, tribal wars during which he lost his parents, about head hunting to prove their bravery, about their customs and rituals. Good example can be how they bury their relatives. After two weeks after death they bury the corpse. 40 days later they dig it up, clean the bones and bury it again. It can sound cruel or weird but the same our customs can sound weird too.



We found out about the huge earthquake in Japan during this evening that took away the lives of thousands of people. We could see it on Tv after going back to Pangkalanbun few days later. Life is so fragile and we can lose everything in one minute. This is why we should live our lives to the full and make your dreams come true because you never know how much time we have. The sight of orangutans walking slowly few steps away from us was my big dream came true. My reaction is always the same in situations like that..I cry with tears of happiness and I wonder what I've done to deserve the possibility of making my dreams come true..

We fell asleep listening the music of the jungle. Voices of frogs, night birds, monkeys wandering high in the trees, fish jumping out of the water...jungle never sleeps and in moments like this you can hear her breath..


Cruise to the heart of Borneo by klotok.


The colour of Sekonyer River changes from brown to black in the moment when we turn in the smaller artery going up the river to the heart of Borneo. We were lucky all day. Isay spotted a crocodile and they are rather rarely seen here, herds of different species of birds that started to hide when the tempetarute started to rise when it was closer to noon. We saw a lot of orangutans hanging around in the trees growing by the river.



We were heading to Camp Leakey. It was named after famous antropologist Louise Leakey who was both, mentor and inspiration for Dr. Galdicas. This is where the base for scientists, students and rangers is located. I wasn't expecting to see this incredible woman here who sacrificed her life to orangutans but we were lucky again and she arrived by the boat when we were eating lunch before heading off for our trekking to the jungle. I admire her and I'm grateful for her work and labor she did to establish this park because thanks to her orangutans are still here and we can still watch them.



The downpour came unexpected. Cloudburst literally but the temperature didn't change and it was still very hot. The rain stopped and it was even more muggy. Princess, 45 year old female of orangutan, was waiting with her baby at the pier. She is one of the orangutans released to the wild. She is waiting for tourists, peeking to the boats and sometimes she is searching for bananas in the pockets. We took a stroll along the pier and another female with her kid approached us. She went down from the tree, passed us by and walked away. We stopped by the wooden buildings. It's a base for scientists and rangers. Two gibbons were swinging on the branches of the trees, wild pigs were running between us and orangutans were watching us attentively. 1,5km further, in the place where feeding takes place, bananas were waiting at the platform. There were a lot of people and in spite of the plates with a request „Respect orangutans. Keep silence” it was not silent at all. Orangutans appeared in a moment when big group of people moved on the way back to the boats. Now we could have feasted ourselves with the view of red beautiful creatures. I could sit like this watching them forever. The funniest scenes are with youngsters swinging on the trees. One of the big males came along. Males can be distinguished from females by the large cheek flaps to show their dominance to other males.



On our way back to the boat we passed the wooden houses again. We witnessed a very hilarious situation when one of the orangutans, Ben, was holding under the arm of young man with bushy curls on his head. Ben let him pet his belly and than took the boy's hand and leaded him in the direction of wooden house where bananas were kept. Nearby a female was laying on her back on the grass. She let me to touch her but I did it with some kind of insecurity because I was aware that orangutans, just like humans, have different moods and they are much stronger than we are. It's hard to predict what she will do or what she's experienced from human beings until now..

We took a stroll to the boat and we stumbled across bunch of macaques running along the piers. The rain started again but it should be no surprice as in Borneo it rains all year round. The klotok headed off in the direction of our next night's stop. We were all wishing to have a shower because since our arrival to Borneo we had no opportunity to have one. The Sekonyer River is polluted by the gold mineds located up the river. We have finally reached the point where the water was good enough to have a shower. The water for the shower is taken straight from the river and in this place our crew allowed us to wash ourselves. Can you imagine what amazing feeling it is to have a shower :) Back at home it's so obvious and here this one little thing makes you delighted even though your skin will be sticky after a while again. Meanwhile the rain started to pour from the sky. It was a real tropical storm and the smell of the rain...unforgettable experience.



Isay was telling us a lot of interesting things during our excursions to the jungle. I had no idea that even if young orangutans will become an orphan another female will take them under protection. Orangutans have different characters, one of them are moody, others are not. They have good memory and they remember all the harm done to them. They teach their children what they should avoid and they learn from people too. Princess that we've met at the pier can use the boat to get to the other bank of the river, she used an old bottle to pour the water to it and drink it. Orangutans are affraid of hot water because villagers use it to scare them away from the village. I was wondering why Princess was affraid of the thermos when she peeked on the boat and one of the members of the crew was holding one in his hand. They are respecting the rangers because they discipline them when the situation requires this.

The night comes here very quickly. We are not far from the equator so the sun rises at 6 am and it gets dark at 6 pm. I find all bugs disgusting so turning the light on after dark is not pleasant at all as all the bugs from the neighbourhood come to our boat. They all come to me actually and Przemysław has to rescue me bravely :) The crew looks with smile at the whole situation because every single bug around me makes scream. But it gets better every day. I'm so grateful to Przemek he didn't mention anything about the cockroaches he saw under the deck where the drew was sleeping during our cruise. He told me that when we were in the hotel in Pangkalanbun. Maybe it's better for everybody I had no idea about it :)



We set off for trekking to the jungle with Isay and the other Dayak from different tribe than our Isay in the morning. We were walking along planks of wood placed on the mud. My running shoes didn't stack up here at all and I was sliding on that wooden planks like I was wearing ice skates. I fell into the mud reaching my knees but I was holding my camera high over my head :) The humidity was sky high today after the downpour on previous day. Isay was walking barefoot, he was stepping without making any sound, with no single drop of sweat on his forehead. In contrast to us, sliding on wet planks, soaking wet with sweat. He was talking about all the different plants we were passing by like Meranti tree looking familiar to Java Almond we saw in Sri Lanka. Palauan is the tree with red trunk and peeling bark or rubber tree – after the rain exudes some jelly substance which Isay called GETAH MERAH. We were spotting different species of pitcher plants hanging from the trunks of trees.


We were going back after the trekking to Camp Leakey and there was a surprise waiting for us. Isay told us about Tom, a dominant male who turns up here once a month and then he walks away to the jungle to patrol his territory. We were walking along the pier and we came across him. He was sitting in the bushes and after a while he approached to the pier. He was sitting there looking at us. Siswi, the most important female in the group and her kid Atlas, joined Tom after few minutes. Atlas was provoking Tom, Siswi was sitting next to them...you can't plan moments like that. They are just gifts of fate.


The last night on the boat was very calm in spite of another downpour. The last feeding of orangutans in Pondok Tangui and another opportunity to see huge male similar to Tom in his size, females with their kids..I already knew I would miss that view. We were watching orangutans here everyday, happy and safe, living freely. It was hard to imagine how this trip would look like before we came here and even after all these years we still consider this trip as one of our best adventures. And Isay...it's so incredible how fast we found a common ground. There are a lot of things that differ us seemingly: white people from a distant country raised in a different culture. Isay, #Dayak, child of the jungle. What we have in common is our care about environment, love to all living creatures, to this beautiful land called Borneo. In spite of all these years (our first trip to Indonesia took place in 2011) we are still in touch and I hope that we will meet again one day. Isay, my friend, thank you for everything, for showing us that beautiful part of your world <3


Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

3 comentários


Karolina Ropelewska-Perek
Karolina Ropelewska-Perek
02 de jul. de 2019

Magda Ratajczyk firmę znalazłam w necie, ale biorąc pod uwagę, że to było ponad 8 lat temu to może już nie istnieć. Visit Orangutan z Pangkalanbun. Mam za to nadal kontakt z naszym przewodnikiem i on na pewno może pomóc w organizacji takiej podróży. Tylko trzeba brać pod uwagę, że może czasami nie odpowiadać od razu - w dżungli może nie być zasięgu :)

Curtir

Magda Ratajczyk
Magda Ratajczyk
02 de jul. de 2019

Czy możesz podać jakiś namiar (strona, adres e-mail) do tej firmy, która zorganizowała Wam wycieczkę?

Curtir

Przemysław Perek
Przemysław Perek
01 de jul. de 2019

Jeden z cudów, obyśmy tylko go nie utracili.


Curtir
bottom of page