top of page
Zdjęcie autoraKarolina Ropelewska-Perek

Z piekła do raju, czyli z Manili na Panglao

Wulkan Taal.

(English below)

Filipiny mają wiele do zaoferowania. 7107 wysp do wyboru, przepiękne plaże otulone turkusem ciepłych mórz tętniących życiem. Nie dziwi więc fakt, że nie mogliśmy się doczekać opuszczenia Manili. To pierwsze miasto, gdzie nie czuliśmy się do końca bezpiecznie. Cieszyliśmy się, że postanowiliśmy spędzić część czasu poza miastem. Uciekliśmy do Tagaytay, gdzie wspinaliśmy się na wulkan Taal. Nie jest wysoki bo ma zaledwie 311 m. Jest najmniejszym z aktywnych wulkanów na świecie. Dlaczego wobec tego jest taki wyjątkowy? Jego budowa to wyjątek w świecie wulkanów. Ogromna kaldera zewnętrzna, na której znajduje się miejscowość Tagaytay, gdzie się zatrzymaliśmy znajduje się na wysokości 2100m npm i jest najwyższym punktem w stanie Batangas. Krater mający 30km szerokości wypełnia głównie jezioro. Wyspa na jeziorze Taal zawiera kolejne jezioro, gdzie w samym centrum znajduje się mała wysepka. To dawny stożek tego śmiercionośnego wulkanu.



Duża wyspa, na której stoję posiada 47 stożków i kraterów. Niesamowity wulkan i cała okolica. Z miejscowości Talisay przypłynęliśmy tu bangką, małą łódką z pływakami po bokach. Jezioro łączyło się kiedyś z morzem, ale lawa odcięła kanał tworząc jezioro, którego woda jest teraz słodka pomimo występowania tu w dalszym ciągu słonowodnych gatunków ryb. Do lat 70-tych występowały tu rekiny.



Czas pobytu w Tagaytay skończył się i wracaliśmy do stolicy. Im bliżej było do Manili, tym bardziej oczy mi się otwierały ze zdziwienia. Przed bankiem uzbrojeni ludzie. Slumsy ciągnęły się w nieskończoność a po wyjściu z autobusu banda dzieciaków otoczyła nas i raczej nie mieli przyjaznych zamiarów bo jeden zdążył przeszukać kieszenie mojego męża. Z pomocą przyszedł uliczny sprzedawca ciskając w nich miotłą . Przed wejściem do centrum handlowego sprawdzanie co masz w plecaku i znowu człowiek z bronią. Lekko to wszystko przerażające i przytłaczające.


Manila.

Z naszego hotelu można było całą noc słuchać wokalnych możliwości obywateli Manili śpiewających w pobliskim barze. Karaoke to jedno z ulubionych zajęć Filipińczyków. Kochają śpiewać, choć wychodzi to różnie szczególnie, gdy pora już późna i liczba wypitych San Migueli większa ;) Centra handlowe to kolejna ciekawostka. Odwiedzają te przybytki z pasją i lubią tu spędzać czas. Może dlatego są one tak ogromne. Doszliśmy do wniosku, że powinni przy wejściu rozdawać mapę bo nie mogliśmy się z niego wydostać. Nie gubię się w lesie a w Robinson's Place kręciliśmy się w kółko szukając wyjścia przez kilkanaście minut.


Koguty. Są wszędzie na Filipinach, nawet na ulicach Manili, ukryte pod koszami. Zamiłowanie do walk kogutów jest ogromne a ptaki tak pobudzone, że pieją całą dobę i wielokrotnie podczas tej podróży słysząc je w środku nocy, przychodził do głowy plan likwidacji delikwenta jeśli dzioba nie zamknie :)


Manila widziana z okien samolotu.

Odetchnęliśmy z ulgą jadąc na lotnisko, ale i tu mieliśmy przygodę z taksówkarzem, który twierdził, że włączy taxi meter i tego nie zrobił. Zbliżaliśmy się już do lotniska Ninoy, gdy nasz kierowca zauważył kontrolę policyjną i nagle licznik zadziałał w cudowny sposób. Zgłosiliśmy ten fakt policjantowi bo cwaniactwo trzeba tępić i mieliśmy to zgłosić strażnikom przy wejściu na lotnisko, ale w końcu mu darowaliśmy bo zaproponował rozsądną cenę za kurs.

Wejście na lotnisko Ninoy jest strzeżone przez uzbrojonych po zęby strażników. Kontrola bagażu, kontrola za kontrolą.. Z ulgą wsiedliśmy do samolotu lecącego do Cebu City. Na pokładzie samolotu...konkurs :) „Kto pierwszy pokaże paszport?” zapytała stewardesa i za chwilę wręczała mały upominek od Cebu Pacific dla jednego z pasażerów :) Radość ze szczęśliwego lądowania nie była zbyt długa bo znowu trafiliśmy na próbę wyciągnięcia od nas pieniędzy. 1000Php za vana (było nas 5 osób). Ruszyliśmy na halę odlotów i znaleźliśmy taxi (z działającym licznikiem) i za rajd (dosłownie RAJD, żeby zdążyć na prom do Tagbilaran ) do portu zapłaciliśmy 220Php.



Prom miał odpłynąć o 18.30, ale wyruszyliśmy z prawie godzinnym opóźnieniem. Do portu w Tagbilaran dobiliśmy po 2 godzinnym rejsie. Transport na Panglao znalazł nas sam można powiedzieć bo z tłumu wyłapał nas jeden z wielu kierowców oferując kurs do hotelu. Mieliśmy już dość przygód tego dnia, tym bardziej, że nie mieliśmy rezerwacji. Sprawdziliśmy parę hoteli po drodze, ale żaden nie był wart uwagi- jeden stał na klifie i nie było plaży, inny był totalną norą. Trafiliśmy do Alona Divers Club Resort i jedyne wolne pokoje były po 800Php. Nie nazwałabym ich przytulnymi, ale jedyne o czym marzyliśmy to położyć się spać. Rano pokoje zmieniliśmy na klimatyzowane z małym tarasem, ale tu nie obawiałam się przyłożyć głowy do poduszki. W cenie było śniadanie, plaża parę kroków od pokoi, piękny ogród, basen, niedaleko do knajpek czyli wszystko czego nam do szczęścia potrzeba.


Plaża Alona Beach, Panglao.

Mieliśmy spędzić tu w sumie 5 dni. Kocham plażę, ale nie dam rady tyle leżeć. Oferty różnych wycieczek trafiały się same. Zaczepił nas ochroniarz w hotelu, chłopak na plaży a Przemek znalazł policjanta, który wozi turystów na wycieczki na Bohol. W ciągu jednego dnia udało nam się zaplanować 3 wycieczki i transport na Siquijor. Nie mogę nie wspomnieć o plażowych sprzedawcach. Odezwiesz się do jednego i koniec spokojnego leżenia pod palmą. Przychodzą jeden za drugim usiłując sprzedać okulary, kolczyki, hamaki. Wszystko czego potrzebujesz na Panglao samo Cię znajdzie albo znajdziesz to na plaży :)



Conrado, policjant i nowy znajomy mojego męża, czekał na nas rano o umówionej porze pod hotelem. Bohol jest pięknym, zielonym miejscem. To tu żyją Tarsier czyli wyraki filipińskie (Tarsius syrichta). W dzień śpią, aktywne są w nocy, są maleńkie bo ich długość ciała wynosi od 8-16cm, o wielkich oczach, największych wśród ssaków jeśli chodzi o stosunek wielkości gałek ocznych do wielkości ciała. Wyrak został zakwalifikowany jako gatunek o podwyższonym ryzyku wyginięcia i nie polecam odwiedzania miejsc, gdzie miejscowi zarabiają na krzywdzie tych zwierząt trzymając je w niewoli tylko po to, żeby turysta zrobił sobie z nim zdjęcie. Wybraliśmy Centrum Rehabilitacji Wyraków Filipińskich w miejscowości Corella. Pracownicy pilnują, żeby tych ślicznych małych zwierzątek nikt nie niepokoił i nie dotykał. Prowadzi się tu badania nad tym gatunkiem, o którym w dalszym ciągu niewiele wiadomo i takie miejsca warto wspierać.


Wyrak filipiński w Ośrodku Rehabilitacji Wyraków w Corella.

Chocolate Hills czyli Czekoladowe Wzgórza to niesamowite miejsce w sercu wyspy Bohol. Pasmo wzgórz, które swą nazwę wzięło od koloru trawy porastającej te wzgórza. W porze suchej kolor trawy zmienia się na brązowy. Historia powstania wzgórz wiąże się z miejscową legendą o miłości olbrzyma Arogo do dziewczyny, która odrzucała jego miłość, a gdy umarła olbrzym płakał a z jego łez powstały wzgórza. Znajduje się tu 1268 wapiennych pagórków o wysokości od 30-100 metrów. Z punktu widokowego rozpościera się piękny widok na cała okolicę a same wzgórza wyglądają bajkowo, gdy trawa porastająca ich zbocza faluje na wietrze.



Odwiedzaliśmy po drodze wiszące, drewniane mosty, Man Made Forest czyli mahoniowy las sadzony przez studentów, Ogród Motyli oraz kościół Baclayon. Został on założony w 1596 roku przez Jezuitę a obecny budynek został ukończony w 1727 roku. Starych kościołów jest tu mnóstwo i przypominają o historii tego kraju, o którym mówi się, że są trochę jak kraj Ameryki Łacińskiej w Azji. I fakt, że chwilami w ogóle nie czułam się tu jak w Azji.



Filipiny w 1521 roku zostały przyłączone do Królestwa Hiszpanii przez Ferdynanda Magellana, który zginął w bitwie o Mactan. Pierwsza europejska osada została założona przez Miguela Lopeza de Legazpi, który przybył tu z Meksyku w 1565 roku i rozpoczął kolonizację wysp. To była osada Cebu. Wraz z Hiszpanami przybyło tu chrześcijaństwo. Wszędzie można się tu natknąć na stare kościoły wzniesione jeszcze za czasów hiszpańskiej kolonizacji. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wszystkie popadają w ruinę przez wilgotny klimat a także liczne trzęsienia ziemi.



Takim przykładem jest kościół, który odwiedziliśmy podczas zwiedzania wyspy Bohol. Pierwszy drewniany kościółek Świętej Moniki zbudowano tu w 1842 roku. Ten kamienny wzniesiono w 1856. Kościół w Albuquerque został uszkodzony przez silne trzęsienie ziemi rok po naszej wizycie w 2013. Miało ono siłę 7,2 w skali Richtera.

Conrado był tak miły, że zabrał nas na koniec do centrum handlowego w Tagbilaran, gdzie zrobiliśmy zakupy i kolejne zaskoczenie. Godzina 18. Milknie muzyka, wszyscy zastygają w bezruchu i...zaczynają odmawiać modlitwę. Wiedziałam, że to mocno wierzący naród, ale Filipińczycy nie przestawali mnie zaskakiwać do ostatniego dnia naszego pobytu w tym kraju.


From hell to heaven, in other words from Manila to Panglao


Philippines have a lot to offer. 7107 islands to choose from surrounded by turqoise, warm waters of sea teeming with wildlife. It is therefore not surprising that we could not wait to leave Manila. It was the first city where we didn't feel safe. We were glad we decided to spend part of timein Tagaytay where we climbed Taal volcano. It's not tall because it has only 311 meters high. It's the smallest active volcano in the world. Why it is so unique then? Its unexplained shape and structure makes it a unique geologic wonder. Huge outer caldera on which Tagaytay town is situated rises up on 2100m above sea level and it's the highest point in Batangas. The main crater is almost 30km wide and is filled mainly by the lake. The island on Taal lake has another small lake inside where there is another small peak in the middle of it. That's the old cone of that deadly volcano.



Big island where I'm standing on the photo has 47 cones and craters. Incredible volcano just like whole surroundings. We came here on bangka which is a small boat with outridgers from Talisay. The lake was once connected with the sea but lava flow cut it off and now its a freshwater lake, even though it contains salt water species. Until 70 ties, there were even freshwater sharks in the lake.



Our stay in Tagaytay was over and we were on our way back to capital city. The closer it was to Manila, the wider my eyes were open in astonishment. Men with shotguns in front of the banks. Slums in the outskirts of Manila seemed to be endless and group of kids surrounded us when we got off the bus and they surely didn't have friendly intentions as one of them managed to search my husband's pockets in a wink of an eye. Help came from some street salesman that throwed a broom in their direction and they run away. We had our backpack searched by a guard with shotgun before we entered a mall. All that was a little bit creepy and oppresive.


Jeepneys in Talisay.

We could have heared vocal possibilities of Manila citizen singing in the bar next to our hotel all night long. Karaoke is one of favourite activities of Filippinos. They love to sing but unsurprisingly the later it gets and number of empty bottles of San Miguel rises, the more tuneless sounds you can hear :) City malls is another oddity. They love to spend time wandering around and maybe this is why they are so huge. We came to conclusion that they should give a map at the entrance as we could not got out of here. I'm not getting lost in the woods and in Robinson's Place it took us 15 minutes to find the exit :)

Roosters. They are everywhere even in the streets of Manila, hidden under the baskets. Filippinos' love for cockfighting is enormous and roosters are so invigorated that they crow 24/7 and it was one of the most annoying things during this trip. Hearing cockcrowing in the middle of the night made me think about winding that feathered culprit up.


Bangka in Taal Lake, Talisay, Luzon.

We heaved a sigh of relief when we were finally on the taxi which was taking us to the airport. We were not expecting another problems. This time our taxi driver didn't turn on the taxi meter although we said he would. We were approaching Ninoy Airport when we he noticed police control and surprisingly taxi meter started to work. We reported this to the police officer and we were suppose to report this to the guards at the airport gate but the driver was frightened enough and offered us a good price for this course so he got away with it this time.

The entrance to Ninoy Airport is watched over by guards with shotguns. Luggage control, one security check after another.. We finally got on board of the plane flying to Cebu City with relief. There was a ...contest on board :) „Who will be the first to show us a passport?” asked stewardess and after a minute she was giving a sourvenir from Cebu Pacific to one of the passangers. The joy after successful landing didn't last long as we had another situation of attempted extortion of money from us. 1000 Php for a van (there was 5 of us). We moved on to departures and we found a taxi (with working taxi meter) and we payed for a race (literally RACE to get on time on ferry to Tagbilaran) 220 Php.



The ferry was supposed to leave at 18.30 but it was delayed for almost an hour. The trip lasted for 2 hours and we finally reached the shore of Tagbilaran. The transport to Panglao found us we can say as there was a man who picked us from the crowd and offered us a course to the hotel. We had enough of troubles for this day and we had no reservation in any hotel. We checked some but none of them was good for us – one was standing on the cliff and there was no beach, another one was a complete shithole. We drifted into Alona Divers Club Resort and the only available rooms were very basic for 800 Php. I woulnd not call them cozy but all we dreamed of was to go to bed. We changed the rooms in the morning for something better with aircon and small terrace. I was not affraid to lay down of bed in here. Breakfast included in price of the room, the beach was few steps from our rooms, beautiful garden, not far to restaurants in other words all we need on vacations.



We were suppose to spend here 5 days. I love laying on the beach but not all the time. Different offers of trips occured all the time. The guard from the hotel approached us with his offer, a boy on the beach had his own offer too and Pero found a policeman who was taking tourists for a trips to Bohol. We managed to make a plan of all 3 trips in one day and we found a transport to Siquijor. I have to mention about beach salesmen. You say a word to one of them and that's the end of your relax under the palm tree :) They will keep comming one after another trying to sell sunglasses, earings, hammocks. All you need on Panglao will certainly find you or you will find it on the beach :)


Tarsier, Bohol.

Conrado, a policeman and new friend of my husband, was waitng for us in front of the hotel at appointed time. Bohol is beautiful and green island. Tarsiers (Tarsius syrichta) live here in the wild. They are nocturnal so they sleep during the day. It is very small endemic species – 8-16cm long with huge eyes, they have the biggest eyeballs among all mammals in relation to body size. Tarsiers were classified as a species of increased risk of extinction and this is why I don't recommend visiting places where locals keep them in captivity just for tourist to make a photo with a tarsier. We chose Tarsier Rehabilitation Center in Corella. People who work here are taking care of tarsiers so that nobody disturb them when they sleep and could not touch them. There are research programms as very little is known about the Philippine Tarsier and it's worth to support places like that.



Chocolate Hills. Incredible place in the heart of Bohol Island. The range of hills which name is derived from the color of grass overgrowing the hills. The color of grass changes to brown during dry season. The history of thise hills is connected with local legend about love of a giant Arogo to a girl who rejected that feeling. She died and the giant cried so hard and the hills are made from his tears. There are 1268 hills 30-100 meters high. The scenery from the view point is stunning when the grass covering the hills ripples in the wind.

There are a lot of things to see on the way: wooden hanging bridges, Man Made Forest (the mahogany wood grown by the students), Butterfly Garden, Baclayon Church. The church was founded by Jesuit priest in 1596 and the building that remains there was finished in 1727. There are plenty of old churches here and they remind about the history of this country called by some peoples a Latin America's country in Asia. The fact is that sometimes we didn't feel like were in Asia at all.



Ferdinand Magellan landed in 1521 in Philippines claiming the land for Spainish Kingdom. Unfortunatelly Magellan was killed in the Battle of Mactan and it was not until 1565 when Miguelo Lopez de Legazpi arrived from Mexico and formed the first European settlement called Cebu starting colonization of Philippine islands. Christianity arrvied with Spaniards. One can find many old churches erected at the times od Spanish colonization. It hard not to get the impression that all of them are dilapidating because of humidity and earthquakes.

Good example of that may be the church we visited while travelling around Bohol island. First wooden church of Santa Monica was raised here in 1842. Tha one build of stone was built in 1856. The church of Albuquerque was damaged by strong earthquake one year after our visit in 2013. It had 7,2 magnitude.



Conrado was so nice and took us to the mall in Tagbilaran where we've made some shopping and there was another surprise. It's 6pm. The music stops, everybody get frozen in stillness and … they start to pray. I knew that Philippinos strongly believe in God but I wasn't expecting that. They didn't stop surprise me until the end of our journey.

26 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page